Ponowne zjednoczenie Korei – recenzja

A jeśli miłość jest psychiczną jatką

Autor: Paweł Krysiak, 5 czerwca 2017

Samotność jest lepsza od braku miłości – mówi jedna z bohaterek spektaklu “Ponowne zjednoczenie Korei”. Ale wiadomo, czym jest miłość? Wiadomo, co ona z nami robi? Możemy przyjrzeć się jej z bliska w jedenastu opowieściach, które pokazał lubelski teatr Scena Prapremier InVitro.

Tytuł „Ponowne zjednoczenie Korei” może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z polityczną fikcją. Nic z tych rzeczy. To jest spektakl o miłości, a właściwie naszych o niej wyobrażeniach.

Miłosne historie są do siebie podobne, bo zwykle górę w tym międzyludzkim zapętleniu weźmie brak. Brak tego, co sprawia, że jesteśmy raczej smutni i poranieni, niż przeszczęśliwi. Bo oprócz dzieci nie ma już nic, co nas trzyma razem, bo pojawiła się choroba psychiczna, bo ktoś chce nas mieć na własność. Bo wszystko jest nie tak, jak być miało. Melodramatyczne historie? Może. Tylko, że w spektaklu Łukasza Witta Michałowskiego tym, co najbardziej wciska w fotel jest nieznośne przeczucie, że to zapis codzienności. Jakby ktoś zaglądał po kolei do okien domów w mieście średniej wielkości i zarejestrował kamerą 11 scen z życia. Co widzimy?
Mężczyzna (Robert Zawadzki) rozmawia w zamkniętym zakładzie z cierpiącą na zanik pamięci żoną (Ewa Pająk). Podejrzany o pedofilię nauczyciel poucza rodziców (Jarosław Tomica, Ilona Zgiet) jak powinni kochać swoje dziecko. Kobieta (Matylda Damięcka) stoi w ciemnościach, a nad jej głową wisielec, jej były mąż. Albo genialna scena, w której małżeństwo z klasy średniej oskarża opiekunkę o to, że zabrała im dzieci.

Widz nie chce być bohaterami żadnej z tych historii, ale czujemy jednocześnie, że to trochę o naszych doświadczeniach, o naszych grach w miłość. A jeśli miłość jest po prostu afektem, który w końcu nas zabija? Pielęgnujemy w sobie wyobrażenie o niej, a rzeczywiste relacje międzyludzkie do tego marzenia nie przystają. Zawsze to się kończy katastrofą, jakąś psychiczną jatką, a strzeliste uniesienia przegrywają. W przerwach pomiędzy kolejnymi opowieściami rzeźnik zbiera pozostawione w różnych miejscach widowni wykonane z metalowych rurek rzeźby, które symbolizują bohaterów spektaklu. Wiesza je na czerwonych hakach umiejscowionych w centralnym punkcie sceny – rzeźni. Sala widowiskowa Centrum Kultury została na potrzeby spektaklu kompletnie przemeblowana. Scena sięga widowni, gdzie obok widzów siedzą również aktorzy, oświetleniowcy, obsługa techniczna, a także muzycy. Wszyscy przyglądają się z wysoka jak cała ta miłość staje się łupem rzeźnika.